Było cicho. Jest cicho. Wyjęła pudełko. "Przed użyciem przeczytaj ulotkę". "Dawkowanie: dorośli - 1 tabletka popita szklanką wody. Dzieciom do lat 12 nie podawać. Powyżej 12 roku życia - 1/2 tabletki". W opakowaniu jest ich dziesięć. Dla pewności dokupiła drugie opakowanie. Dwadzieścia powinno wystarczyć. Tylko, żeby nikt nie zachodził tu do rana.
Pierwsza.Wzięła tabletkę.
Druga. Kiedyś chciała skoczyć. Ale za dużo krwi. No i przez przypadek mogła spowodować śmierć drugiej osoby. Dzieci by się później bały przechodzić obok miejsca upadku. I jeszcze dochodzenie, czy nie było w tym ingerencji drugiej osoby.
Trzecia, czwarta. Piąta. Pigułka. Podcinać żył nie chciała. Mogłoby się nie udać - nie wiedziała, jak to zrobić. No i znowu ta krew. Mogli by potem nie domyć, nie doprać. I znów dzieci by się bały. W wannie? Nie, to zbyt dramatyczne.
Szósta. Wieszać też się nie chciała. Ze związaniem sznura nie byłoby problemu - od dawna już umiała. Ale miała taką ładną, delikatną szyję. I gdzie by to zrobić? Czy sznur by się nie urwał? Nie, ta koncepcja bardzo szybko odpadła.
Siódma. Gaz? O tym też myślała. Powoli zasypiałaby. Z tym, że ktoś mógł ją za szybko nakryć i uratować Albo jeszcze gorzej. Ktoś nieświadomie wzbudziłby iskrę. Byłby fajny wybuch. Tyle, że ona nie chciała nikogo zabić, nic zniszczyć.
Ósma. Zostało więc otrucie się. Czemu nie tabletki nasenne? Po prostu zaśnie. Mówią, że trują się ci, którzy chcą zostać uratowani. Dlatego ona robi to w nocy. Dlatego schowa pudełka, by nie wiedzieli, co jej jest. Przecież to naturalne, że w nocy śpi. Jak znajdą opakowania, za późno będzie na odtruwanie.
Dziewiąta. W opakowaniu została jeszcze jedna. Na razie nic się nie dzieje. Nic nie czuje. Ciekawe, kiedy zacznie coś czuć? Czy będzie coś czuć? Jaka jest śmierć? Nie, nie będzie bolało. Zresztą, czy to ważne?
Dziesiąta. Czas otworzyć drugie pudełko. Chciała się utopić. Myślała o tym. Ale chyba nie potrafiłaby wejść do zimnej wody. Poza tym doskonale pływała. Jaj ciało mogłoby samo zacząć walczyć o życie. Instynktownie.
Jedenasta. Czy to dobrze, że nie zostawia listu? Ale, co by napisała? Że jej przykro? Że to niczyja wina? Że ma dość? Że już nie może, nie chce tak żyć? Że nie chce się podporządkować? Że nie chce, by jej dzieci żyły w świecie pełnym przemocy? Absurdalne.
Dwunasta. No i do kogo miałaby napisać ten list? Tak bez adresata nie potrafiła. Zresztą i tak nikt jej do końca nie rozumiał. Więc co by zmienił ten list? Nic. Bez sensu.
Trzynasta. Coś wolno je bierze. Minęło już pięć minut. Zaczyna robić się senna. Włączyła muzykę. "Is that the little girl, I'd carry?" Szybko zmieniła kasetę. "Dream of Angel" - sen anioła, czy sen o aniele? Nie wiedziała. Nie ważne. Muzyka w sam raz.
Czternasta, piętnasta. Ciekawe, ile osób przyjdzie na jej pogrzeb? Oczywiście: rodzina, klasa. Czy przyjdą jej przyjaciele? Kto jeszcze? Czy będzie ksiądz? Ciekawe, kto przyjdzie z przymusu? Kto dlatego, że ja kochał? Nie chce, by płakano. Trzeba być silnym!
Szesnasta. W sumie życie nie było takie złe. Gdyby się tylko tak nie plątało. Tyle w nim konwenansów. I po co?! Chyba po to tylko, by nie mogła powiedzieć prawdy prosto w twarz. By musiała dusić ją w sobie.
Siedemnasta. Ciekawe, jak długo będzie spała, zanim jej serce, jej mózg przestaną pracować? Może coś się jej przyśni? Ten ostatni sen na pewno będzie wspaniały. Przepiękny. W końcu i jej należy się coś od życia.
Osiemnasta. Dobrze, że włączyła muzykę. Cisza byłaby nie do zniesienia. Chociaż zawsze lubiła ciszę. Wtedy mogła myśleć. Medytowała ciszę. Szum lasu. Szmer morza. Kochała morze. I ciszę. Ten wszechogarniający spokój. Tak jak w tej chwili. Błogość.
Dziewiętnasta. Sen. Zawsze brakowało jej czasu na sen. Tyle się wokół działo. Tyle było do zrobienia. Życie jest krótkie. Trzeba żyć na maksa. Trzeba dawać się innym. Dla siebie miała tylko noc. Teraz w końcu będzie mogła długo spać. Bez budzika. Do oporu.
Dwudziesta. To już ostatnia. A co będzie, jak to nie wystarczy? Nie, nigdy nie brała środków nasennych. Organizm nie jest przyzwyczajony. Dwadzieścia wystarczy. Teraz tylko gdzieś ukryć opakowania. Żeby nie zdążyli zrobić płukanki.
Ile jej jeszcze czasu zostało? Pięć, dziesięć minut? To dziwne, jak spokojna jest. A mówili jej, że będzie chciała się cofnąć. Bzdura. Nigdy nie była tak opanowana. Tak spokojna. Może to proszki? Nieważne. Zaczął padać śnieg. Będzie biała gwiazdka.
Półtora miesiąca temu, gdy przekonywała znajomych, że ona nie chce tego zrobić, że jedynie żartowała, tylko jedna osoba jej nie uwierzyła .Tyle, że wtedy ona naprawdę nie chciała tego zrobić. Dopiero po tych rozmowach zaczęła o tym poważnie myśleć.
Zawsze byłą dla innych ciężarem. Praktycznie nic z siebie nie dawała. Zawsze brała. Za dużo brała. Mówili, że to w porządku. Że taka jest przyjaźń. Ale ona wie, że tak być nie powinno. Trzeba żyć dla innych. Albo umrzeć. Położyła się. Pokój zaczął wirować. Czuła, że jej serce coraz wolniej bije. Jakże wolno oddychała. Mimo, iż jej skóra była lodowata, było jej ciepło. Wszystko tańczyło przed oczami. Sen nadchodził. Stawała się coraz spokojniejsza. Coraz płycej oddychała...
Zakończenie pierwsze:
... Piętnaście minut później skończyła się kaseta. Rano rodzice nie mogli jej dobudzić. Zadzwonili po pogotowie. Leżała taka spokojna. Uśmiechnięta. Badania wykazały, ze śmierć nastąpiła około północy w wyniku przedawkowania środków nasennych. W szkole ogłoszono żałobę. A ona po prostu zasnęła. By nie czuć bólu życia.
Zakończenie drugie:
... Po pięciu minutach ojciec zajrzał do niej. Chciał się spytać, jak długo będzie siedzieć w nocy. Nikt mu nie odpowiedział. Gdy ja zobaczył, gdy dotknął lodowatej twarzy, zadzwonił na pogotowie. Odtruli ją. Zdążyli. Spędziła rok w szpitalu psychiatrycznym. Jak każdy niedoszły samobójca. Teraz jej życie nie miało już najmniejszego sensu. Gdy wróciła do domu przestała myśleć o innych. W piwnicy odkręciła zawór gazu. Wybuch naruszył mocną konstrukcję domu.
Zakończenie trzecie:
... Przed oczyma ujrzała swoich przyjaciół. Są silni, mają siebie. Dadzą sobie radę. Chyba... A dzieci? Zajmowała się nimi już ponad rok. Wychowywała je. Uczyła dobrego życia. Jak tylko szybko mogła, zbiegła do domowej apteczki. Żeby tylko było coś na przeczyszczenie. Było. Pół nocy spędziła w łazience. Organizm wyrzucił z siebie całą truciznę. Przez następne dni była bardzo osłabiona. Ale nikt się nie dowiedział. A ona... ŻYŁA!
Dodaj komentarz